By Daniel B. 18 października, 2020
Wiele osób zadaje sobie pytanie: „Czy można ubezpieczyć się od wszystkiego?”. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, ile pieniędzy wydają firmy ubezpieczeniowe na wypłaty dla ludzi, których zadaniem jest zadbać o to, by firma nie wypłacała zbyt wielu odszkodowań. I żeby nie były zbyt wysokie. Wiele osób myśli, że uda im się oszukać firmą zarabiającą setki milionów złotych rocznie, że ludzie po trudnych studiach na uniwersytetach w Warszawie nie przewidzieli wszystkiego.
Wiele osób jest w błędzie. Czym jest all risk w ubezpieczeniach? Jak to jest z polisami „od wszystkiego”? Zapraszam do czytania.
Co to jest ubezpieczenie „all risk” i jak działa?
Na początek trzeba rozróżnić dwa pojęcia w ubezpieczeniach – ryzyka nazwane i ryzyka nienazwane.
Ryzyka nazwane to jasno określone sytuacje, w których obowiązuje ochrona ubezpieczeniowa. Bardzo prostym przykładem może tutaj być ubezpieczenie domu od wichury w jednym z towarzystw, gdzie ubezpieczający podczas zgłaszania musi dowieść, że wiatr wiał z określoną prędkością. Inaczej nie dostanie pieniędzy. To nic, że wicher zabrał dach i zostawił sąsiadowi na oborze. Jeśli nie wiało szybciej niż 17,5 m/s, odszkodowania nie będzie.
Ryzyka nienazwane nie są wymienione w Ogólnych Warunkach Ubezpieczenia, a raczej podchodzą pod ogólną kategorię szkody, gdzie szkoda to jakikolwiek uszczerbek przedmiotu ubezpieczenia. Towarzystwo ubezpieczeniowe odda hajsy za wszystko, co nie jest wymienione w wyłączeniach.
Posługując się przykładem powyżej – jeśli w wyłączeniach będzie napisane, że firma ubezpieczeniowa nie odpowiada tylko za szkody wyrządzone przez UFO*, a Ci upadnie satelita szpiegowska na dom, firma odda pieniądze.
* jeśli uważasz, że Twoja teściowa jest kosmitką, to na Tobie spoczywa ciężar dowiedzenia jej poozaplanetarnego pochodzenia.
Czy „All risk” to ubezpieczenie od wszystkiego?
Otóż nie i to jedno z największych kłamstw, jakie agent ubezpieczeniowy może Ci wcisnąć. Więc czemu to robi?
Po pierwsze, ubezpieczenie od wszystkich ryzyk z reguły jest droższe niż ubezpieczenie od ryzyk nazwanych. Różnica jest jak między wycieczką all inclusive a standardowymi wczasami. Nic dziwnego, że agent ubezpieczeniowy sugeruje Ci taką opcję. Im więcej zapłacisz za polisę, tym więcej on zarobi. Dodatkowo ubezpieczenia typu all risk wchodzą z reguły do segmentu premium, a więc oznaczają bardzo drogi przedmiot ubezpieczenia. Samochód za kilkaset tysięcy, wielką willę lub sporą firmę. Nie licz na to, że dwudziestoletniego golfa ubezpieczysz w all risku. Większość towarzystw ubezpieczeniowych nie ma takiej opcji.
Po drugie, zawsze są wyłączenia odpowiedzialności. Zawsze.
Najpopularniejszym gatunkiem ubezpieczenia jest polisa na sprzęt elektroniczny – laptopy, tablety, telefony itd. – które się nam proponuje w sklepach z elektroniką. Bardzo często słyszymy, jak sprzedawca mówi, że pod koniec umowy możemy rzucić laptopem o podłogę – najpewniej dadzą nowy. Spoko, tylko że jeśli przy zgłaszaniu szkody wspomnisz o tym, że celowo i umyślnie pieprznąłeś lapkiem o podłogę, a w wyłączeniach będzie stało jak byk: „Działanie umyślne”, to nie dostaniesz nic.
Czy „All risk” się opłaca?
Tak, pod warunkiem że masz dużo pieniędzy.
Ubezpieczenie od ryzyk nienazwanych zaoszczędzi Ci trochę czasu. Wystarczy dbać o to, by nie załapać się na wyłączenia ochrony ubezpieczeniowej i praktycznie nic Cię nie obchodzi.
Drugi aspekt to traktowanie podczas likwidacji szkody. Jest dużo większa szansa, że dostaniesz normalne pieniądze, a towarzystwo ubezpieczeniowe Cię nie oszwabi. To, że firmy ubezpieczeniowe traktują wszystkich klientów jednakowo, to mit i żaden agent ubezpieczeniowy Ci tego nie powie.
Jeśli masz autocasco na nowego Mercedesa za 400 kafli i likwidator zaniżył Ci kosztorys, trzeba iść do agenta ubezpieczeniowego z pretensjami. Z reguły ów agent napisze maila lub zadzwoni do likwidatora i powie:
– Słuchaj, ten klient przynosi rokrocznie milion złotych do firmy. Nie świruj.
Jeśli to nie pomoże, agent zadzwoni do regionalnego menedżera i tenże zadzwoni do likwidatora.
A jeśli i to nie pomoże, regionalny zadzwoni do dyrektora, a jak trzeba będzie, to jeszcze wyżej.
Sprawdzą, ile siana zarabiasz agentowi i firmie co roku i w 9 na 10 przypadków dostaniesz korektę. Ten 1 przypadek na 10 to wysoka szkodowość.
Trzeci aspekt, to właśnie szkody. Nie oszukujmy się, jeśli nie rozpierdzielisz auta w drobny mak, w większości przypadków nie opłaca się zgłaszać szkody z tak drogiego ubezpieczenia. Szczególnie mam tutaj na myśli obcierki i szkody parkingowe. Jeżeli auto może jeździć, a sprawcę uda się ustalić, nie zgłaszaj szkody ze swojego ubezpieczenia. Nieważne, czy wypłata będzie z OC sprawcy, czy uciekł i będzie to regres ubezpieczeniowy. Zakładam, że skoro stać Cię na merca za 400 kafli, stać Cię też będzie na blacharkę.
All risk przydaje się w przypadku szkód, których nie potrafisz przewidzieć.
Kolejna rzecz to przedmiot ubezpieczenia. All risk na niedrogie rzeczy się nie opłaca, to raz. Dwa, all risk będzie korzystny w przypadku przedmiotów, które są Ci potrzebne. Dom czy mieszkanie – jak najbardziej. Samochód, który wozi towar w Twoim sklepie – owszem. Limuzyna, którą jeździsz raz na tydzień do kościoła lub galerii – niekoniecznie.
Chodzi mi tutaj o sytuacje, kiedy potrzebujesz danego przedmiotu natychmiast i nie masz czasu ani ochoty prawdać się z firmą ubezpieczeniową, czy szkoda była, czy nie była, i jaka powinna być jej wysokość.
Zgodzisz się ze mną, że dziura w dachu raczej nie może czekać.
Kiedy nie kupować ubezpieczenia „all risk”?
Tak jak wspominałem wcześniej, all risk opłaca się przy drogich ubezpieczeniach, kiedy masz mało czasu i potrzebujesz danego przedmiotu cały czas.
Uważałbym na agentów, których nie znasz. De facto, zawsze doradzam pewną ostrożność w stosunku do agentów. Nieprzypadkowo mój sąsiad, agent ubezpieczeniowy, mawiał: „Na wszelki wypadek ksiądz ptaszka nosi”.
Nie kupuj takiego ubezpieczenia, jeśli Cię na nie zwyczajnie nie stać. Tak, wiem, debilna rada, ale jest w tym pewien sens.
Nie raz i nie dwa widziałem sytuacje, kiedy agent wyciągał od klienta ostatnie pieniądze, twierdząc, że coś się owemu klientowi przyda. Ludzie wiedzeni strachem i po części niewiedzą, wydobywali z portfela dodatkowe złotówki, „no bo jak się coś stanie…”.
Kochany, naprawdę, all risk może zaczekać na moment, w którym Ci się polepszy. W ubezpieczeniach powiedzenie: „Zastaw się a postaw się” jest kiepskim doradcą. Nikt Cię nie będzie oceniał na podstawie ubezpieczenia, jakie masz. Nikt nie sklei z Tobą piątki, bo masz auto ubezpieczone w all risk. A jeśli nie skorzystasz, to pieniądze w błoto, dlatego też jeśli agent Cię ciśnie, żebyś to wziął – odmów. Weź, co musisz, i wyjdź, a najlepiej zmień agenta. Agent ubezpieczeniowy, który bardziej dba o swoje pieniądze niż cudze dobro, to nie jest dobry agent. Nie dla klienta.
To samo tyczy się elektroniki. Sprzedawca będzie Ci chciał wdusić polisę na lodówkę czy kuchenkę. „A nuż się coś stanie?”. No pewnie, bierz kuchenkę na raty, żeby mieć na czym ugotować obiad, i za ostatnie pieniądze weźmiesz „rozszerzoną gwarancję”. Nie masz co jeść, ale grunt, że jak kuchenkę diabli wezmą, to dadzą Ci nową. Sprzedawcy nie proponują Ci rozszerzonej gwarancji dlatego, że jej potrzebujesz, ale dlatego, że mają taki obowiązek. Od tego zależy wynik sklepu i przeważnie również ich premia.
Mam nadzieję, że choć trochę rozjaśniłem temat ubezpieczenia od wszystkiego.

Agent TUiR Warta S. A. w latach 2014 – 2018. Redaktor rankomat.pl z wieloma publikacjami na 1. miejscu w Google. Absolwent kursu „Ubezpieczenia w MŚP” PARP. Wypowiadał się jako ekspert w RMF FM, Radiowej Czwórce czy Radio 357 oraz dla portalu Prawo.pl.